Zimowe wyjazdy nad morze są coraz popularniejsze. Mniej turystów wokół, widoki tak samo cudne jak latem, brak smogu – czego chcieć więcej? Jest tylko jeden problem – gdzie się podziać, gdy zapada zmrok. Przecież to już o 16-17! Tyle czasu do zagospodarowania. Jeśli jedziecie do Trójmiasta (najłatwiej, i pociąg dojeżdża, i autostrada, z mojego Śląska to ledwie 5-6 godzin), nad zatoką atrakcji na niepogodę i zimowe mroki jest pełno (więcej o nie tylko zimowym Trójmieście tutaj). Gorzej jeśli wybieracie mniejsze miejscowości. My kiedyś nie do końca przemyśleliśmy i zimą byliśmy w pensjonacie w Kuźnicy. Nocowaliśmy w cudownym Fulinowie, ale po zmroku siedzieliśmy w pokoju. Na szczęście nasze dzieci lubią planszówki (i bajki). Tym razem byliśmy mądrzejsi – po zmroku korzystaliśmy z atrakcji hotelu Best Western Jurata. Jaki jest więc nasz przepis na idealny zimowy wyjazd nad morze? Plaża, jod, natura od rana, a gdy robi się ciemno – powrót do przyjaznego rodzinom hotelu czy pensjonatu. I tak dochodzimy do meritum – do Hotelu Best Western w Juracie, do którego trafiliśmy… dzięki Instagramowi.
półwysep helski
Apartamenty Fulinowo w Kuźnicy – nasza opinia
Apartamenty Fulinowo – jak tu bajecznie! Takie było nasze pierwsze skojarzenie, kiedy po całonocnej jeździe samochodem o świcie podjechaliśmy pod wskazany adres w Kuźnicy. I faktycznie, malutkie domki, w których urządzono niezwykle klimatyczne pokoiki miały w sobie coś z bajki. Dbałość o detale, gustowne i przytulne wnętrza, bliskość plaży i to czego szukaliśmy w przypadku naszego bardzo spontanicznego wyjazdu – cisza i spokój. Pewnie w sezonie z tymi ostatnimi można się i tu pożegnać, dla nas Fulinowo jest idealne właśnie na leniwe krótkie pobyty tuż po lub tuż przed najazdem letnich bałtyckich turystów. Na pewno wrócimy tu jesienią, wydaje mi się, że wtedy jest tu najpiękniej.
Półwysep Helski zimą? W styczniu? Przecież tam wtedy wszystko jest pozamykane. Hula wiatr. Pustka. Tak! Właśnie dlatego tam pojechaliśmy w naszą pierwszą podróż w 2017 r. Wyjazd był mega spontaniczny. Wszystko przez rybnicko-katowicki smog, o którym jest ostatnio głośno. Kiedy siedząc w pracy, w biurze na 18 piętrze, widziałam… właśnie nic nie widziałam, kompletnie nic, miarka się przebrała. To był poniedziałek, a my we wtorek późnym wieczorem wyruszaliśmy w drogę do Kuźnicy. Po czyste powietrze i spokój. Znaleźliśmy tam i jedno, i drugie. I jeszcze piękne widoki.
Hania oglądała „motyle” zabawki i uczyła się wiersza o chrząszczu, ja z lekkim przerażeniem oglądałam pudełka produktów spożywczych, do których wyrobu używa się jakiś motylich soków…
Razem rozwiązałyśmy też test o cyklu życia owadów. Były też filmy, ale na ich oglądanie nie miałyśmy już czasu (pod wieżą czekali tata i śpiący Hubo).
W ubiegły weekend w Dzień Dobry TVN był materiał o fokarium w Helu. Jak tylko Hania zobaczyła foki, świat przestał istnieć! – Mamo, jedziemy do foków! – i tak w kółko. Nie pomagały tłumaczenia, że to daleko, że już tam byliśmy, że to, że tamto… Ba, nawet zapowiedź odwołania spotkania z kolegą Tymonem nie podziałała 😉 Do samego wejścia do auta niecni rodzice okłamywali swe dziecię, w drodze do Katowic na szczęście zasnęła 😉
Przedstawiam więc historię jednodniowej helskiej przygody Hani… Najpierw chcieliśmy wejść na latarnię morską, jedną z wyższych na polskim wybrzeżu. Jakie było moje zdziwienie, gdy niemiły pan poinformował mnie (nawet nie podnosząc wzroku znad gazety, kiedy pytałam, czy mogę przy nim zostawić wózek na czas wchodzenia na górę), że dzieci do lat 4 na górę wpuszczane nie są… Dziwne to bardzo, szczególnie, że nigdzie takowej informacji nie znalazłam. W ramach akcji protestacyjnej, pomimo deklaracji Kamila, że on posiedzi z Hanią na dole, żaden Szympruch na tarasie widokowym się nie pojawił 😉
Na sam kraniec Helu biletów już nie było, w związku z tym Hania mogła sobie po plaży pobiegać 😉
Po dłuższym spacerze do komercyjnego helskiego bulwaru, udaliśmy się do Fokarium. Spieszyliśmy się bardzo, żeby nie spóźnić się na karmienie. Na szczęście okazało się, że pośpiech był niepotrzebny – informacje w przewodniku były błędne 😉 W efekcie na miejscu pojawiliśmy się dokładnie pomiędzy karmieniami, które w sezonie są 3 razy dziennie – o 11.00, 14.00 i 17.00.
W fokarium było 6 zwierzaków. Hanka szalała! Przed rozpoczęciem karmienia, które tak naprawdę jest pokazem ćwiczeń, za które w nagrodę foki dostają rybki, prawie godzinę biegaliśmy od basenu do basenu, śledząc co chwilę pojawiające się ponad taflą wody zwierzęta 🙂
W końcu panna Hanna się doczekała!