Wszystko zaczęło się 3 listopada 2010 r. kiedy z wielkim krzykiem (dziecka i mamy, oczywiście) na świecie pojawiła się Hania. Pierwszą podróż odbyła tradycyjnie, jak większość dzieciaczków 3 dni po urodzeniu. Droga ze szpitala do domu – pomimo tego, że była to spokojna niedziela – zajęła jej trochę więcej czasu niż powinna… Przejęty tata jechał z dzieckiem na pokładzie jakieś 30 km/h.
Ponieważ owy początek listopada był deszczowy, na pierwsze spacery musieliśmy trochę poczekać. Za to w tydzień po przyjeździe do domu Hania pojechała odwiedzić dziadków. Choć podróż trwała tylko kilka minut (może 5 km?), mała zasnęła w samochodzie i obudziła się dopiero po kilkudziesięciu minutach. Kolejne wyjazdy były równie spokojne, dlatego nie mieliśmy przed nimi żadnych oporów.
Pierwsze wyjście:
Wkrótce pogoda się poprawiła (choć może po aurze na zdjęciu tego nie widać), można więc było zacząć regularne spacery.
2 komentarze
Hania to równolatka mojej Weroniki 🙂 Też taki mały uparciuch czy tylko nam się trafił taki egzemplarz? Pozdrawiamy:)
Uparciuch to mało powiedziane 😉